poniedziałek, 8 kwietnia 2013

02# Rzycie w bikini

Bikini jest wynalazkiem stosunkowo młodym, który podbił serca zarówno pań jak i panów. Zaprezentowany zaraz po wojnie (1946) nawiązywał nazwą do wyspy Bikini, gdzie testowano amerykańską broń jądrową. Już choćby to powiązanie świadczyło o potędze tych skrawków ubrania. Z pewnością początkowo nowy strój budził kontrowersje, jak każdy ubiór, który odsłaniał coraz to więcej, bo przecież jeszcze w tym samym dwudziestym wieku, na samym początku, garderoba kobiety wyglądała zupełnie inaczej.

Czy bikini, czy monokini, czy zwykły jednoczęściowy strój do kąpieli - każde z nich było symbolem kobiecego wyzwolenia. Kobieta ubierała się w taką bieliznę, a ciało wołało - patrzcie na mnie, podobam się sobie. Nikogo nie obchodziła ta mała fałdka tłuszczu czy z dwa dodatkowe kilogramy, bo kobieta wyrażała w ten sposób akceptację dla własnej figury.
Jak to się stało, że teraz, po wielu latach, bikini przestało oznaczać to, co kiedyś? Dawna oznaka pewności siebie, stała się powodem zazdrości, spojrzeń pogardy albo po prostu zwykłych narzekań.
Przyszła spóźniona wiosna i tysiące, a może i nawet miliony, kobiet na całym świecie zaczynają walkę z własnym ciałem, by wbić się w strój kąpielowy.
Na plaży bywałam ostatnim latem rzadko, od basenu również stronię. Wstydzę się, choć nie mam raczej czego. Rozebrana do skąpego stroju zawsze czuję spojrzenia ludzi i wmawiam sobie, że coś ze mną nie tak. Te wszystkie spojrzenia są oczywiście urojone - spowodowane przez obraz jaki wysyłają mi media. Nie jestem wysoka, nie mam okrągłego tyłka ani biustu w rozmiarze C. Bikini przyprawia mnie o rumienie, odruchowo przysłaniam dekolt lub pupę - w obawie, że może przez ostatnie kilka minut pojawił się cellulit lub rozstępy. Jeszcze gorzej jest, gdy ktoś się spojrzy.
To paranoja! Z obrazem ideału nie można przegrać, bo ideały nie istnieją, ale jak tu walczyć z czymś takim? Dla swojego dobra poprawiam swoją samoocenę. Od trzynastu dni robię przysiady - pięćdziesiąt pierwszego dnia i o pięć więcej każdego następnego. Może to znów urojenia, ale efekty widać. Rzyć jest uniesiona trochę wyżej i z pewnością jest jędrniejsza.Wiem, że w te wakacje założę bikini z dumą, bo już teraz cieszę się, czują różnicę. 
Być może się mylę, ale myślę, że w idei strojów kąpielowych nie chodzi o to, żeby poddawać się na starcie, wstydzić się własnego ciała, ale o to, aby umieć określić swoje niedoskonałości, zawalczyć, wygrać i pokazać to całemu światu. Choć może lepiej, żeby pokazać to zasłonięte w odpowiednim stopniu.

1 komentarz:

  1. Może dlatego, że człowiek w stroju kąpielowym czuje się nago? Osobiście nienawidzę tego wynalazku. W bieliźnie bym się nie pokazywała, więc dlaczego w bieliźnie z innymi wzorkami miałabym zmieniać przekonania? Nie to, bym miała kompleksy, bo ich nie mam, nawet mówią, że rzekomo ładne nogi posiadam, ale po prostu nie lubię się "wyzwalać".
    Niekoniecznie to, że czujesz się skrępowana, znaczy coś złego, że wybijasz się z pogranicza normalności, stajesz się dziwna i odmienna. Każdy chodzi tak, jak chce, i gdzie naprawdę uznaje się za wolnego, a nie tak, jak nakazują schematy. Jedni czują się swobodnie, paradując w ubraniu o łącznej powierzchni trzech centymetrów kwadratowych, inni wolą być bardziej zakryci.
    Uważa się, że człowiek nagi jest bezbronny. Dla mnie to najlepszy argument.

    Zazdroszczę ci samozaparcia. Próbowałam podjąć wyzwanie (zaledwie) dwadzieścia brzuszków dziennie. Efekt mizerny już następnego dnia.

    Pozdrawiam,
    Kincaid

    OdpowiedzUsuń

Szablon wykonała Nikumu dla Zaczarowanych Szablonów.